Dodaj mnie (dorotaakado) - mam mikrofon ale szczerze mowiac wole nie uzywac bo to jak przez telefon a ja przez telefon jestem potwornie Everyday Life & Interests - Polish Fans #46: b/c nikt oprocz nas i tak nie zrozumie ze to nie jest tytul!
1.1K views, 16 likes, 8 loves, 6 comments, 8 shares, Facebook Watch Videos from Krople: Wołałam Ciebie w górach Wołałam dzień i noc Choć wtedy już wiedziałam Że między nami nic Że nigdy nic nie
Nic dziwnego, że gdy tylko dostała się na Olimp, niechcący siała spustoszenie wśród innych bogów, z których każdy od razu chciał ją mieć dla siebie. Aby temu zapobiec, Zeus pośpiesznie poślubił ją z Hefajstosem, najbrzydszym spośród Olimpijczyków. Oczywiście nie wykluczyło to problemu: Afrodyta nie planowała pozostać wierna.
Męczyły go myśli Sytuacja w domu cienka Nie potrafił uciec od nich I nie mógł po dragi sięgać Mijały miesiące Nienormalne że był czysty Każde spojrzenie na igłę Przypominało marzyć z tym Miał świeczki w oczach Może też znasz to uczucie Kiedy czasu już nie cofniesz I tak pragniesz przed całym światem uciec.
Cały pogrzeb na nic! Felieton • Portal Informacyjny „Magna Polonia” (www.magnapolonia.org) • 8 lipca 2022. „ Na nic fortele, na nic fortele; głupi wygrywa, mądry ginie! ” - lamentował w duchu pan Zagłoba, idąc z husarzami do ataku. Wygląda nas to, że te same słowa mógłłby za nim powtórzyć pan prezydent Andrzej Duda.
nonton film scarlet innocence kdrama full movie sub indo. Więcej wierszy na temat: Święta « poprzedni następny » Dzis przeszlam frankfurcka ulica z rana, cos mialam kupic...Poczta do nadania ludzka krzatanina i pospiech nerwowy kazdy chce do swiat byc z wszystkim gotowy. Na frankfurckim Zeilu babilonska wieza, zbyt glosne rozmowy, kazdy gdzies tam zmierza, na Placu Roemera choinka do nieba, scena rozswietlona, ktos koledy spiewa. Skulona tez postac z balalajka w rekach, chustka omotana malutka dziewczynka, czarno-bialy piesek...przyjaciel jedyny, spoglada na przepych oczami smutnymi. Scisnelo gleboko okolice serca, tam przepych, a tutaj taka poniewierka, wcisnelam banknocik w zziebniete rece dziekuje...jeknela w swej wlasnej udrece. Pies machnal ogonem, ona z usmiechem, a we mnie zal jeknal odbitym echem. Pudelko piernikow w mej torbie mialam, wiec te drobnostke obu dac chcialam. Bombki nowiutkie, blyszczace i sliczne sercem dac chcialam tej biednej dziewczynce, lecz peklo cos we mnie, gdy to uslyszalam "ja nie chce, bo nigdy choinki nie mialam" Smutna odeszlam, wyraznie slyszalam dzwiek balalajki, dziewczynka spiewala ...bo uboga byla, rabek z glowy zdjela, ktorym dziecie owinawszy siankiem je okryla... Dodano: 2006-12-19 00:25:55 Ten wiersz przeczytano 473 razy Oddanych głosów: 36 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
Dołączył: 2008-08-17 Miasto: Piekło Liczba postów: 2631 19 lutego 2013, 19:01 Mianowicie,czy sa tu kobiety ktore sdzily,ze nikt sie nigdy nimi nie zainteresuje,nie pokocha?A jednak los postawil ktoregos razu tego jedynego...?Mam 20 lat,jestem zaburzona psychicznie,lecze sie....ale nadal mam watpliwosci,ze nigdy sie nie zakocham ani nikt mnie nie pokocha,nie sie zdesperowana, mam znajmych,ewentualnie z 2-3 osoby,z ktorymi rzadko sie widuje z roznych prostu biorac pod uwage swoja psychike i niezrownowazenie boje sie samotnosci,braku doswiadczen w tym temacie...Boje sie facetow,siebie i zwiazku? Zaburzenia dotychczasowej samotniczej egzystencji Dołączył: 2008-08-17 Miasto: Piekło Liczba postów: 2631 19 lutego 2013, 19:40 no tez tak sadze,ze desperacje sie wyczuwa lovepink33 19 lutego 2013, 19:44 "Miłość nie szuka, miłość znajduje". Idealne motto dla samotnych (w tym dla mnie). Ktoś się pojawi w Twoim życiu, ale zupełnie nieoczekiwanie. Musisz być cierpliwa :) suenos 19 lutego 2013, 20:11 Dziewczyno, spokojnie, na każdego przychodzi pora. Mam 21 lat i uwierz, że jeszcze do wakacji nie myślałam, że będę w stanie kogoś pokochać i dać siebie kochać. Jestem DDA, więc wiem, co to znaczy blokada psychiczna. Ale w sierpniu pojawił się w moim zyciu facet, który nie wierzył, że można nie wierzyć w miłość. I walczył do upadłego. Pokochałam i jestem szczęśliwa. I wiem, że jest za wcześnie, by mówić o wielkiej miłości. Po prostu daj sobie czas :) I korzystaj z życia mimo wszystko. Dołączył: 2011-03-17 Miasto: Katowice Liczba postów: 4699 19 lutego 2013, 20:15 20 lat nie masz chłopaka i rozpaczasz? wybacz ale trochę to śmieszne jesteś młoooodziutka i nie przekreślaj sie dobrze ze chodzisz na terapię ps a ja mam 27! nie miałam nie mam i co ja mam powiedzieć ?? elewinkaa 19 lutego 2013, 21:24 20 lat nie masz chłopaka i rozpaczasz? wybacz ale trochę to śmieszne jesteś młoooodziutka i nie przekreślaj sie dobrze ze chodzisz na terapię ps a ja mam 27! nie miałam nie mam i co ja mam powiedzieć ??nooo albo ja , ło tam kazda potwora znajdzie ..... julka777 20 lutego 2013, 00:08 W chwili obecnej również wolałabym nie kochać i być wolna od tego wszystkiego... Knowles. 20 lutego 2013, 18:35 Przez większość czasu miałam takie odczucie głównie przez kompleksy i bardzo niską samoocenę. Poznałam wspaniałego człowieka i jestem z nim już prawie 9msc. Nigdy nie pomyślałabym, że ktoś taki mógłby zwrócić na mnie uwagę. Na każdego przyjdzie odpowiednia pora Dołączył: 2011-06-24 Miasto: Warszawa Liczba postów: 2848 21 lutego 2013, 12:59 Sabanis napisał(a):Też myślałam, że nigdy nikogo nie poznam i już byłam zmęczona robieniem sobie nadziei. Odpuściłam i pach! Dwa dni później poznałam świetnego faceta :) niedawno minęło 5 miesięcy jak jesteśmy razem. bo to tak własnie jest...jak juz człowiek jest szczęśliwy sam ze sobą, to odwraca się i go miłość wali po oczach... :) Atoss 21 lutego 2013, 14:42 Ja - właśnie po moich 20 urodzinach stwierdziłam, że nie mam szans na miłość, że muszę się pogodzić z samotnością. Zrezygnowałam, odpuściłam całkowicie. Bolały mnie tematy o rodzinie, dzieciach, ślubach. Dostałam pierścionek zaręczynowy dzień przed swoimi 23. urodzinami :) Dodam, że mam zaburzenia odżywiania oraz jestem gruba. Dołączył: 2013-02-21 Miasto: Lublin Liczba postów: 739 22 lutego 2013, 13:13 Masz dopiero 20 lat. To nie prawda, że wszystkie mamy po 20 chłopaków do dwudziestki. Ja w LO nie miałam nikogo, na studiach też sama. Już sobie myślałam, że nigdy się nie zakocham - nawet mi przychodziło do głowy, że kochać nie umiem... Czasami miłość przychodzi, jak masz lat 20 czasami jak 30. Męża poznałam 3 lata temu :) Da się, tylko nic na siłę. Nie po to, żeby nie być samą. Ucz się kochać siebie, bo na pewno jesteś warta tej miłości. A facet odpowiedni kiedyś się znajdzie :)
[quote name='karjo2']Za to to jest samo sedno i rozwiazanie ;). Dalej juz tylko rozwazasz moje wypowiedzi, hmmmm. Coraz dziwniej wyglada ta dyskusja... Nigdy sie nie upieralam, ze wiem wszystko na jakikolwiek temat, dlaczego usilujesz wmowic mi cos, od czego jestem daleka? Link do uzytkownika jest z propozycja kontaktu z nia, jesli interesuje Cie historia jej psa, jest w profilu opcja "wskaz wypowiedzi " ( chyba tak, bo zaraz zarzucisz nieumiejetnosc zapamietania wskazowek forumowych). Hmm, skoro nie teoretyzujesz, a czytasz, to dziwnie wyglada to "czytanie" w tym topiku. I moze wskazesz, jak bardzo zgodne sa przypadki, ten i ksiazkowy, podloze problemu i sposob rozwiazania, skuteczny oczywiscie. Nonsensowna wymiana zdan, nic nie wnoszaca, eot.[/quote] tez stwierdzam ze ta rozmowa nic nie dala.. Czemu uwazam ze Ty uwazasz ze masz calkowita racje? bo tak bardzo usilnie probujesz wmowic swoja metode. ok zostawiamy to. Naprawde nie chce mi sie kłócić. Zaraz przedstawie przypadek ktory mam na mysli. To nie byl pies ze schroniska, ale jego zachowanie, nie bylo kontrolowane przez wlasciciela i koncowym efektem bylo to ze uaktywnial sie juz na sam dźwięk parkującego auta, nie pozwalal gosciom wyjść z samochodu, a co dopiero -wejść do domu. Reagowal starsznie agresywnie na pojawiających sie ludzi w poblizu. Wszystko stało sie za faktem, że właściciel-starszy ksiądz, któremu trafil sie żywiołowy pies rady border collie, -nie potrafil nad nim zapanowac. Ponadto pies mial za malo socjalizacji w szczeniectwie z obcymi ludzmi, ktorych pozniej zaczął sie bać. Po grymasie jego pyska było widac ze sie boi, a jednoczesnie próbuje stac sie gróźniejszy i odsunąć od siebie niebezpieczenstwo przyjmując agresywna postawe. Pies probował tez gryżć gości. Autorka książki ktora ma za soba doswiadczenie ok 20 lat pracy z psami, ma dyplomy w tej dziedzinie. ale mniejsza z tym. Autorka ta wzięła tego psa do siebie na rehabilitacje. Wymysliła sposob który zadziałał. Mianowicie najpierw probowala przyzwyczaic psa do tego zeby nie reagował agresja i pobudzeniem kiedy do domu przyjezdzal jej mąż. Brała psa na smycz, odprowadzała psa do klatki-tu tez moze byc inny pokój, gdzie mozna psa zamknac. Zaczynala go podkarmiac w tej klatce, po czym wchodzil jej mąż i rzucał psu smaczne kąski do klatki. Później gdy atmosfera sie rozładowała pies był wypuszczany z klatki/pokoju i chwile jeszcze nagardzany za spokojne zachowanie-najpierw przez osobe ktora wypuszczala psa, a po chwili przez męża, który wczesniej usiadł spokojnie i podkarmial psa rzucajac w jego kierunku smakołyki. Cwiczenie po kilku dniach dało taki rezultat że pies zaczynał machac ogonem na widok lub zaslyszany samochod tudzież męża autorki książki. Zaczął sobie kojarzyć gościa z czyms pozytywnym dla niego. Pozniej po ok kilku tygodniach wprowadzono element gosci- najpierw podstawionych. Ktorzy przychdozac mogli chwile zaczekac pod drzwiami zanim autora zaprowadzila psa do klatki i tam rozsypala mu smakolyki, oraz podawala je rpzez pręty. Gdy pies byl w srodku, goscie wchdozili, siadali na kanapach i pies zostal wypuszczany. Byl tez karmiony rzucanymi smakolykami przez gosci. Kolejnym etapem bylo to , ze na pukanie do drzwi gosci, pies mial skojarzone juz ze za chwile bedzie cos dla niego przyjemnego, czyli jedzenie w spokojnym miejscu. Witanie wchodzących gosci przy drzwiach to duze zamieszanie i stres dla psa bojazliwego, ktory w tym momenciue potrafi własnie ugryźć lub zachwoywwac sie nieprzyjemnie. Więc gdy pies juz wiedzial ze pukanie do drzwi to dobra zapowiedz, autorka brala psa tylko na smycz, goście wchodzili, ona zaczynala podkarmiac psa. Po chwili goscie tez rzucali psu smaki-jeszcze podstawieni goscie-tzn uprzedzeni w konkretach. Waznym czynnikiem bylo to zeby nie wyciagali do psa rak, zeby go nie stresowac i nie pobudzac do zachowan ktore wczesniej u niego wystepowaly. Dzien po dniu udalo sie wyprowacowac u psa pozytywne skojarzenia kiedy goscie pukali do drzwi. Pies nauczyl sie opanowywac narastajace pobudzenie. Autorka podaje jeszcze zeby przecwiczyć na sucho najpierw pukanie do drzwi. Najpierw bierze garsc smakołyków, puka do drzwi i idzie psa zaprowadzic do klatki/pokoju i tam rozsypac ta garść przysmaków-jakichs dobrych a nie suchych granulek karmy ;) ). To ma wstępnie nauczyć psa, że pukanie= idziemy do pokoju i dostajemy dobre jedzonko. Koniec. Oczywiscie kazdy zrobi jak zechce. Ale wedlug mnie takie rozwiazanie jest dobrym rozwiazaniem. No i jak widac nic nie wymyslam bo wszystko jest w ksiazce. A przypadek analogicznie podobny. Co do podszczypywania na spacerach-[B]Karjo [/B]masz racje ze trzeba psa szkolic na posłuszeństwo-a dokładniej na zwracanie uwagi na przewodnika. wykonywanie komend w obecnosci przechodzących ludzi. To tez wymaga cierpliwości i konsekwencji. A przede wszystkim nie wściekanie sie na psa, czy poszarpywanie nim za obroze i mówienie ze jest niedobrym psem-bezsensu. Dbry przewodnik to taki ktory jest spokojny i stanowczy oraz potrafi zapanowac nad sytuacja. Bez szarpania, bez krzyków, nerwów.. Teraz przedstawilam to co mialam na mysli. Przesdstawilam rozwiazany problem z książki-nie byle jakiej książki. Bo widzialam i czytalam juz siazki bezsensu, ktorych autorzy wymyslali coraz to nowe sposoby radzenia sobie z psami. No i [B]Kamix[/B] przede wszystkim wiadomo ze trzeba skonrtaktowac sie z kims na żywo ;)
Postów: 941 465 Ktora z was nigdy nie brala tabletek anty? Zastanwiam sie czy ich branie zwieksza prawdopodobienstwo problemow z zajsciem w ciaze. Niby nie, ale o tym ze maja skutki uboczne tez nieczesto sie mowi. Postów: 39244 31310 Ja nigdy nie brałam - bo przy mojej chorobie nie miały one nigdy sensu Bezplemnikowcy też mają dzieci 35odc. 1 podejście ( - cb 2 Podejście ( 13dpo beta 66,72/ 15dpo 183,22 19dpo 1432,94 Novum Wawa Postów: 67 46 I ja sie zglaszam, nigdy nie bralam bo zawsze myslalam co bede sie faszerowac hormonami, jeszcze w ciaze nie bede mogla zajsc...no i wykrakalam sobie. Postów: 357 553 Ani ja nigdy nie brałam anty Starania o dziecko od 2011 roku. Nasze aniołki: [*] [*] [*] Postów: 1562 1447 Ja tez nie brałam. Nie ma reguły czy się bierze czy nie. Zajście w ciążę to czasami gra w ruletkę vanessa, Veri lubią tę wiadomość Postów: 3207 1962 Melduję się ja też nigdy nie brałam. 7 lat walki o Ciebie Kruszynko... (*) Aniołek Madzia 7 tc luty 2020 - w moim sercu pozostaniesz na zawsze i ja nie brałam bo mi nie były potrzebne... Postów: 16 9 Raczej nie ma to związku. Tzn. nie powinno mieć. Przez 5 lat stosowałam tabletki, a potem plastry anty, odstawiłam, zrobiłam trochę przerwy i w pierwszym cyklu starania zaszłam w ciążę. Postów: 1349 3321 Ja nigdy nie brałam i brać nie będę, bo nie chcę.. zresztą przy moim roztargnieniu..;P Ja zaszłam, a raczej wpadłam z powodu antybiotyków. Moja bratowa, która brała tabletki starała się 7 miesięcy, a to nie jest długo w świetle statystyk. ja nigdy nie brałam i nie moge zajść a znam dzieczyny które brały latami odłożyły i bum A ja brałam 3 miesiące po to żeby w ciązę zajść ale widocznie jest to mit a nie fakt kaarolaa wrote: i ja nie brałam bo mi nie były potrzebne... u mnie tak samo. a znam wiele osób, które brały i bez żadnego problemu zaszły w ciążę po odstawieniu. nie ma reguły Postów: 6648 8129 ja nie bralam nigdy Postów: 3315 3748 ja tabletek nigdy, ale za to plastry, czyli hormony były.... Aniołki (*) 6tc (*) 7tc Postów: 152 147 Ja rowniez nigdy nie bralam;) Postów: 893 318 ja też nigdy nie brałam anty "Nadzieja zawiera w sobie światło mocniejsze od ciemności, jakie panują w naszych sercach".Jan Paweł II ja tez nigdy ne bralam tebletek ani innych zeczy anty... naszym jedynym zabezpieczeniem byl stosunek przerywany.. teraz mija 3 cykl staran o dziecko i raczej znowu nic z tego..bo chyba ten cykl bez owulki.. ale spotkalam wiele opinii ze po tabletkach anty mozna szybciej w ciaze zajsc.. ale ile w tym prawdy to nie wiem.. Postów: 3207 1962 ewelina25 wrote: ja tez nigdy ne bralam tebletek ani innych zeczy anty... naszym jedynym zabezpieczeniem byl stosunek przerywany.. teraz mija 3 cykl staran o dziecko i raczej znowu nic z tego..bo chyba ten cykl bez owulki.. ale spotkalam wiele opinii ze po tabletkach anty mozna szybciej w ciaze zajsc.. ale ile w tym prawdy to nie wiem.. Też tak słyszałam, ale ja bym się nie porywała na testowanie czy to prawda czy nie, bo też słyszałam, że po odstawieniu anty przez chyba pół roku (co najmniej) nie powinno się zachodzić w ciąże, bo to poważnie może zaszkodzić dziecku. 7 lat walki o Ciebie Kruszynko... (*) Aniołek Madzia 7 tc luty 2020 - w moim sercu pozostaniesz na zawsze
Do kanonizacji założycielki zakonu przygotowywały się po cichu od niemal roku. Czytały jej pisma, ciekawsze fragmenty przesyłały do innych placówek, wzywały jej wstawiennictwa. Dzisiaj wraz z wiernymi diecezji chcą uczcić nową świętą Kościoła. Z Gdańskiem brygidki związane są od kilku stuleci. Kiedy w 1374 r. na terenie parafii św. Katarzyny zatrzymał się kondukt wiozący ciało św. Brygidy z Rzymu, gdzie zmarła, do rodzinnej Vadsteny, na Wybrzeżu rozpoczął się ogromny kult świętej. Zaledwie 22 lata później tuż obok kościoła św. Katarzyny oficjalnie erygowano brygidiański klasztor Świętego Zbawiciela. Siostry do nowej fundacji przybyły aż z Estonii. – To był zakon klauzurowy, zamknięty. Mógł się utrzymać dzięki ogromnym dobrom ciągnącym się aż po Elbląg – opowiada s. Karin, przełożona gdańskich brygidek. Kres obecności założonego przez św. Brygidę zakonu na ziemiach gdańskich spowodowany był wymierzoną w dzieła katolickie polityką Prusaków. Już na początku XIX w. rząd pruski przystąpił do likwidacji polskiego życia klasztornego. Po śmierci Anny Kucharzewskiej, ostatniej przeoryszy klasztoru, nie wybrano jej następczyni. Zakonnicom odebrano także prawa do korzystania z posiadłości ziemskich. Ostatecznie 1 stycznia 1835 r. ogłoszono kasatę klasztoru, a jego dobra przekazano na rzecz państwa pruskiego. Dwie gałęzie jednego drzewa Rok 1888. Europa, która w XIX w. doświadczyła wielu wojen i powstań, nie jest idealnym miejscem do życia. Ubóstwo sprawia, że ludzie coraz częściej spoglądają w stronę rozwijającej się, demokratycznej Ameryki. Liczne statki wiozą więc do nowej ziemi obiecanej licznych, spragnionych dobrobytu Europejczyków. Wiedziona pragnieniem pomocy rodzinie, za ocean udaje się także 18-letnia Elżbieta Hesselblad. Młoda, odważna Szwedka, która jest piątym z trzynaściorga rodzeństwa, czuje wielką odpowiedzialność za swoją rodzinę. Osiada w Nowym Jorku, gdzie w szpitalu na Manhattanie podejmuje pracę pielęgniarki. Jest luteranką, ale ciągle poszukuje właściwej drogi spotkania z Bogiem. Dzięki refleksji intelektualnej i modlitwie, tę z czasem odkrywa w Kościele katolickim. – Była człowiekiem wielkiej wiary. Kiedy odkryła, że ma być katoliczką, przyszła do jezuity o. Hagena i powiedziała: „Chcę być w Kościele katolickim. Nawet gdyby się mnie wyparł papież, ja nie wyprę się Kościoła”. To była twarda kobieta – mówi z charakterystycznym śląskim akcentem s. Laura. Po swoim chrzcie w 1904 r. Elżbieta udaje się do Rzymu. Tam, za specjalnym pozwoleniem papieża Piusa X, przywdziewa habit. Dane jest jej także zamieszkać w miejscu szczególnie bliskim jej sercu – domu św. Brygidy, zajmowanym w tym czasie przez zakon karmelitanek. – Kiedy wchodziła do tego domu, nie była jeszcze zakonnicą. Usłyszała wewnętrzny głos Jezusa: „Chcę, żebyś mi tu służyła” – opowiada s. Karin. 7 lat później Elżbieta zakłada nową gałąź zakonu brygidek. – Przejmuje całą duchowość św. Brygidy. Dodaje jednak do tego otwartość na sprawy dialogu z innymi wyznaniami. To miał być most łączący dwie ukochane przez nią rzeczywistości: stolicę Kościoła – Rzym oraz protestancką Szwecję, jej ojczyznę – wyjaśnia s. Karin. Niełatwe początki Siostry podkreślają, że Elżbieta mężnie pokonywała wszystkie przeciwności. Dialog z innymi wyznaniami chrześcijańskimi praktycznie wówczas jeszcze nie funkcjonował. A gdy przyjeżdżała do swojej ojczyzny, narażała się na niezliczone szykany. – W latach 30. XX w. siostry w Szwecji musiały się ukrywać. Dzięki św. Elżbiecie sytuacja ta jednak zaczęła się powoli zmieniać. W końcu doprowadziła ona do tego, że po wielu wiekach w luterańskim kościele w Vadstenie, gdzie spoczywa św. Brygida, udało się odprawić pierwszą katolicką Mszę św. – mówi s. Karin. Czas II wojny światowej był dla błogosławionej jeszcze trudniejszy. W piwnicy swojego domu ukrywała mieszkającą w Rzymie od pokoleń żydowską rodzinę oraz... Estończyka, dezertera z Wehrmachtu. Młody żołnierz, patrząc na przykład życia sióstr, przeżył osobiste nawrócenie. Został kapłanem, a dzisiaj posługuje siostrom brygidkom w ich klasztorze w Tallinie. Dostosować się do potrzeb Elżbieta zmarła w 1957 roku, w opinii świętości. Dzisiaj jej duchowe córki pracują na niemal wszystkich kontynentach. Mimo ogólnoświatowej tendencji nie narzekają także na brak powołań. Wśród zakonnic są trzy parafianki gdańskiego kościoła św. Brygidy i jedna nowicjuszka z parafii katedralnej. – Od 80 lat prowadzimy misje w Indiach, mamy domy w całej Skandynawii, udało się nam otworzyć nawet placówki na komunistycznej Kubie. Co ciekawe, stamtąd także mamy powołania – mówi s. Karin. Siostry rodzaj swojej posługi dostosowują do potrzeb lokalnej społeczności. W krajach misyjnych, gdzie jest to konieczne, katechizują. W innych oddają się wyłącznie modlitwie oraz służbie dialogowi międzyreligijnemu. Prowadzą – podobnie jak w Gdańsku – domy oferujące miejsca noclegowe oraz ośrodki opieki. – Święta matka Elżbieta wprowadziła zasadę, że klauzurę mamy mieć w sercu, ale musimy wychodzić z Bogiem do ludzi. Jej największym pragnieniem było ofiarowanie się na wyłączną służbę Bogu. Śpiewamy więc cały brewiarz. Modlitwę na chwałę Boga łączymy z posługiwaniem, którego wymagają okoliczności – mówi s. Karin. Zarówno postać św. Brygidy, jak i bł. Elżbiety Hesselblad sprawiają, że zakon dobrze odbierany jest w krajach skandynawskich. – Postrzegają nas jako część swojego dziedzictwa. W Szwecji stworzono nawet fundację, związek luteranów żyjących w duchowości św. Brygidy – podkreśla przełożona.
nigdy nic nie brala miala tytul